Był sobie Mikrus był sobie w Toskanii. Piękne krajobrazy, urokliwe miasteczka, pyszna pizza, rewelacyjne lody. Moje ukochane cyprysy, a także pofalowane pola uprawne i gaje oliwne. Raj.
Mikrusów MR-300 w Toskanii brak, ale mimo to, motoryzacyjnie jest to bardzo ciekawy region.
Po pierwsze, bo większość nowych aut jest biała. Nie wiem dlaczego tak jest, ale widok pięciu zaparkowanych obok siebie białych pojazdów to norma. Ot, taki gust lub moda.
Po drugie, włosi są chyba wyznawcami teorii złomnika, że auto jest dobre, póki spełnia swoją rolę. To znaczy póki jeździ i póki da się go naprawić, to nie potrzeba kupować nowego. Nie chcę tu wnikać w szczegóły dlaczego tak jest. Rozważania, czy nie stać ich na nowe auta, czy jest to przywiązanie do starych, ulubionych modeli zostawiam na kiedy indziej. Fakty są takie, że wielu włochów jeździ starymi modelami Fiatów. I łatwiej we Włoszech spotkać Pandę pierwszej generacji niż w Polsce Fiata 126p. A produkcja obu aut zakończyła się mniej więcej w tym samym okresie (Fiat Panda – 2003 rok, Fiat 126p – 2000 rok).
Przemierzając wąskie uliczki łatwo więc wypatrzyć starą Pandę, Uno. Czasem zdarza się Fiat 500. Kilka lat temu, na autostradzie pomiędzy Sieną i Florencją wyprzedziła mnie najprawdziwsza Multipla, ale nie ta współczesna, tylko Fiat 600 Multipla, który popylał 120 km/h po krętej autostradzie poprowadzonej przez góry, mimo ograniczenia do 100 km/h.
Po trzecie, we Włoszech roi się po prostu od Piaggio Ape. Małe, trzykołowe coś. Towarowe, z drobniutkim silniczkiem robiącym dużo huku i produkującym sporo dymu (jak w Mikrusie!). Odmian spotkać można wiele, pewnie z tego powodu, że – jak podaje Wikipedia – Piaggio Ape produkowany jest od 1948 roku aż do dzisiaj. Widywałem trzyosobowe rodziny podróżujące takim pojazdem. I nikt nie siedział na pace, wszyscy ściśnięci, ale uśmiechnięci w maleńkiej kabince.
Po czwarte? Zamiast „po czwarte” wklejam kilka fotografii, które oddają klimat toskańskich uliczek.