Stanisław Orzepowski – Mimo wszystko dało się Mikrusa lubić…

Miałem ten ówczesny przedmiot marzeń co najwyżej motocyklowej braci owych czasów. Miał silnik 15 KM i osiągał prędkość 75 km/h. Miał porządną samonośną karoserię i sporo miejsca bagażowego z przodu, ładowanego od wewnątrz, nad pedałami… Przeguby przedniego napędu wytrzymywały co najwyżej rok, podobnie jak silnik, który wymagał co rok remontu. Wsteczny bieg ulegał awarii pierwszy, więc milicjant przy kontroli drogowej polecał: niech pan cofnie samochód, a później wlepiał mandat. Zaletą była możliwość wymontowania silnika do naprawy w ciągu pół godziny oraz dalsze pół godziny na „otwarcie” silnika razem ze skrzynią biegów, bo był skręcany w płaszczyźnie poziomej… Po 3 latach używania wypełnionych remontami Mikrusa zamieniłem go na bardziej niezawodny parasol, rezygnując z dumy z posiadania samochodu…

Więcej fotografii nie mam. Ale jeszcze kilka uwag, bo mimo wszystko dało się go lubić… Miał świetną nierdzewiejącą karoserię samonośną, hamulce już hydrauliczne z ciśnieniowym sterowaniem świateł stop. Jeżeli nie było za dużo bagaży dało się w nim spać po przekręceniu siedzeń oparciami do drzwi i z nogami w przednim schowku. Byliśmy nim nawet na Węgrzech. Po drodze w Czechosłowacji i na Węgrzech wzbudzał wielką sensację i był zawsze otaczany tłumkiem ludzi. Wadą była również trudność dobrego ustawienia zbieżności przednich kół, wracaliśmy więc z Węgier na przetartych do dętek oponach wkładając tam co się dało, aby jakoś dojechać do domu. Opony były wręcz niemożliwe do zakupu, ale była na szczęście dostępna pasująca opona od maszyn rolniczych… :))

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *