Na przełomie kwietnia i maja bieżącego roku obiegła środowisko motoryzacyjne sensacyjna wiadomość o odnalezieniu drugiego egzemplarza mikrosamochodu Meduza. Prototypowy pojazd rodem z Mielca był do tej pory tak skutecznie ukryty przed światem, że nie podejrzewano nawet jego istnienia, ponieważ nikt tak naprawdę nie wiedział, ile Meduz w ogóle wyprodukowano – czy prototyp był tylko jeden czy też powstała krótka seria. Dotychczas znana była tylko jedna Meduza, znajdująca się w posiadaniu Narodowego Muzeum Techniki. Można ją było zobaczyć także w innych muzeach, do których była wypożyczana na czasowe wystawy.
Prototypy samochodów Mikrus i Meduza powstały na fali odwilży gomułkowskiej, kiedy ZSRR wycofał większość zamówień na samoloty (WSK Mielec) i silniki lotnicze (WSK Rzeszów). Obydwie wytwórnie, szukając pracy dla wysoko wykwalifikowanej załogi, w 1956 roku w porozumieniu przystąpiły do opracowania konstrukcji, a od następnego roku – do produkcji mikrosamochodów. Z dwóch projektów wybrany został Mikrus, którego wytwarzanie trwało zaledwie trzy lata, po czym zostało odgórnie zatrzymane, a obydwa zakłady WSK powróciły do produkcji lotniczej.
O ile Mikrus powstawał od początku w sposób systematyczny i zorganizowany, to Meduza była nieplanowanym dzieckiem – alternatywą dla Mikrusa, zaproponowaną przez jednego z pracowników WSK Mielec, inżyniera Edwarda Kłeczka. Powstała, ponieważ jej konstruktor, wówczas kierownik wydziału w WSK Mielec, uznał, że Mikrus jest zbyt kosztowny w tłoczeniu i zaproponował inną technologię, tzw. obciągania na wzornikach, stosowaną w lotnictwie. Jego ideą było wyprodukowanie auta jak najniższym kosztem, co miało się przełożyć na końcową cenę i dostępność dla przeciętnego Kowalskiego. Do technologii musiał dostosować kształt nadwozia, przez co zawiera ono wiele wyoblonych powierzchni. Z tego założenia wyłoniła się forma, przypominająca – według słów konstruktora – morskie żyjątko, meduzę, i stąd wziął nazwę dla auta. Jeśli porównamy Meduzę z oferowanymi w latach 50. mikrosamochodami-dziwolągami typu Messerschmitt, Heinkel, Isetta czy Zundapp Janus, okaże się, że wypada w tym towarzystwie bardzo korzystnie, zarówno pod względem wyglądu jak i funkcjonalności. Parametry techniczne Meduzy nie różnią się od Mikrusa, ponieważ obydwa auta mają takie same podwozia.
Konstruktor, inż. Edward Kłeczek, którego odwiedziliśmy, zbierając materiały do książki w 2009 roku, wspominał, że wykonał trzy Meduzy, jednak archiwalne, czarno-białe zdjęcia dokumentowały co najwyżej dwie, jedną w jasnym, drugą w ciemniejszym kolorze, które brały udział w rajdach, prowadzone przez kierowców fabrycznych WSK Mielec i WSK Rzeszów. Co ciekawe, nie jest znane ani jedno zdjęcie, na którym przedstawiono by dwie Meduzy jednocześnie, nie mówiąc już o trzech. Z tego powodu wśród miłośników dawnej motoryzacji trwały przez lata spekulacje, ile Meduz właściwie powstało, przy czym znaczna część pasjonatów twierdziła, że wykonano tylko jedną, pokazaną publicznie razem z Mikrusem 22 lipca 1957 roku, a później przemalowywaną.
W wydanej w ubiegłym roku książce pt. „Podróżując Mikrusem”, w rozdziale poświęconym Meduzie, wyraziliśmy nadzieję, że być może odnajdą się chociaż archiwalne zdjęcia tego auta, ponieważ nawet na fotografiach jest ono słabo udokumentowane. Wielkie było nasze zdziwienie, gdy wkrótce ktoś umieścił na naszym blogu komentarz z informacją, że posiada Meduzę i rozważa możliwość jej sprzedaży. Początkowo uznaliśmy to za pomyłkę – ileż to razy się zdarzało, że ludzie mylili Mikrusa z Fiatem 500, Garbusem czy Citroenem 2CV. Tym niemniej odpisaliśmy na podany adres i… otrzymaliśmy współczesne fotografie NAJPRAWDZIWSZEJ MEDUZY! Krótka rozmowa przez telefon zaowocowała spotkaniem następnego dnia. W zwyczajnym garażu-blaszaku, dosłownie kilka przecznic od mieszkania jednego z nas, w Krakowie, czekał samochód, od dawna uważany przez wszystkich za nieistniejący.
W rozmowie z sympatycznym właścicielem okazało się, że Meduza jest w jego rękach od 62 lat, przy czym z dróg znikła w roku 1973, kiedy podczas jazdy rozleciał się prądorozrusznik. Ta awaria stała się przyczyną wieloletniego postoju. Nieużywana Meduza kilka razy zmieniała miejsca garażowania, ale właściciel zawsze dbał o warunki przechowywania auta, dzięki czemu przetrwało ono do dziś w nienaruszonej formie i jedynie miejscami rdza wyrządziła szkody w nadwoziu. Zamiarem właściciela było przeprowadzenie remontu pojazdu, jednak jak to w życiu zazwyczaj bywa, plany remontowe ustępowały pilniejszym potrzebom i tak z roku na rok remont był odkładany aż do czasu, kiedy inwestycja w profesjonalną naprawę „samochodu na co dzień” przestała być uzasadniona, bo współczesne auto do jazdy można kupić za niewielkie pieniądze.
Samochód, dzięki trosce właściciela, zachował się w oryginalnym stanie. Wnętrze autka, naturalnie spatynowane, zaskakuje przestronnością. Tylna ławeczka ma większą poduszkę siedzenia niż w Mikrusie, za oparciem znalazło się koło zapasowe, a przestrzeń nad głowami pasażerów stwarza wrażenie większych gabarytów pojazdu niż jest to widoczne z zewnątrz. Zachowana w oryginale tapicerka siedzeń jest częściowo obszyta amatorskimi pokrowcami z epoki. Deska rozdzielcza, zawierająca najpotrzebniejsze wskaźniki i przełączniki, nie jest może hitem designu, ale pamiętajmy, że mamy do czynienia z egzemplarzem prototypowym, co widać również w konstrukcji siedzeń, których szkielety i mocowania do podłogi są wykonane z rurek. Podwozie auta jest identyczne jak w Mikrusie.
Oglądając Meduzę z zewnątrz warto zwrócić uwagę na symetrię przodu i tyłu – wszystkie jej błotniki mają identyczną geometrię. Według relacji twórcy, w oparciu tylko o dwie formy – prawą i lewą, można było wykonać komplet. Detale są podporządkowane przyjętej koncepcji, zaokrąglenia i obłości widać w kształcie zderzaków i elementów dekoracyjnych.
Przy coraz rzadszych, ale na szczęście zdarzających się jeszcze odkryciach unikatowych pojazdów pada nieraz pytanie o wartość takiego zabytku. Nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi, bo na cenę transakcji – jeśli do niej dojdzie – składa się bardzo wiele czynników, poczynając od obiektywnych jak udokumentowana historia auta, jego kompletność i stan zachowania, a kończąc na całkowicie subiektywnych jak np. emocjonalny stosunek sprzedającego do samochodu, który towarzyszył mu przez wiele lat życia. W przypadku Meduzy, która właśnie ujrzała światło dzienne, na możliwość jej nabycia pozytywnie wpłynął fakt prowadzenia przez nas bloga poświęconego Mikrusowi i nasze dotychczasowe, wieloletnie zaangażowanie w propagowanie historii mieleckiego mikrosamochodu. Sprzedający miał dzięki temu pewność, że autko nie zginie w anonimowej prywatnej kolekcji, ani nie trafi na internetową aukcję. Dla nas Meduza jest przede wszystkim ważnym świadkiem historii indywidualnej motoryzacji w Polsce. Wkrótce zostanie podjęta decyzja, w jakim kształcie samochód będzie odrestaurowany (z pozostawieniem oryginalnej patyny czasu czy do stanu fabrycznego), ale na pewno wróci na drogi i będzie przypominał o mało znanym epizodzie z dziejów polskiej motoryzacji popularnej.
Bartosz Winiarski, Mieczysław Płocica