Mikrus w Książce „Kochajmy stare gruchoty” Aleksandra Rostockiego z 1977 roku
To już historia najnowsza. Mikrusy jeżdżą jeszcze po naszych drogach. Jest klub użytkowników tych małych samochodzików polskiej produkcji, chociaż w sumie nie wyprodukowano ich zbyt wiele. Coś około 2000 sztuk. Gdy ukazały się w sprzedaży w roku 1958, wywołały furorę z dwóch powodów: po pierwsze dlatego, że w ogóle jeździły, a po drugie, że cena ich była bardzo niewielka. Co prawda, wielu samochodziarzy patrzyło na nie z uśmiechem politowania, ale faktem jest, że znajdowały bez trudu nabywców. Później okazało się, że są niezwykle trwałe, czego dowodem jest, że są eksploatowane jeszcze do dzisiaj.
Mikrus był produktem ubocznym Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego w Mielcu. Był wytwarzany, jak to się mówi żargonem przemysłowym, „w ramach luzów produkcyjnych”. Ta sama fabryka produkowała również lodówki, które cieszyły się także dużym powodzeniem i trwałością. Ten mini samochód powstał w inicjatywy grupy młodych inżynierów-konstruktorów, zapaleńców motoryzacyjnych, co jest rzadkością we współczesnym przemyśle samochodowym. W naszych czasach samochód przestał być bowiem wytworem entuzjazmu, radosnej twórczości i zapału pojedynczego człowieka, czy nawet grupy ludzi. Jest maszyną konstruowaną z zimnym wyrachowaniem przez bezimienne biura konstrukcyjne i produkowaną przez wiele zakładów kooperujących ze sobą, w oparciu o ściśle określoną technologię, opracowaną przez specjalistyczne jednostki projektowo-badawcze. Mikrus był wyjątkiem. Dlatego wzbudza sentymentalny szacunek i historia jego powstawania ma coś w sobie z historii tych pojazdów, które były budowane na przełomie XIX i XX wieku. Zasługuje więc na wspomnienie.
Jaki jest Mikrus? Minisamochód, jak widzimy na ilustracji, niebrzydki, z nadwoziem zamkniętym, w zasadzie dwuosobowym, ale z tyłu może zmieścić się dziecko lub nawet dwoje dzieci, a od biedy jedna osoba dorosła. Silnik dwucylindrowy (cylindry ustawione równolegle), dwusuwowy, umieszczony z tyłu, o pojemności skokowej 293 cm przy średnicy cylindra 58 mm i skoku tłoka 56 mm, osiąga moc 14 KM przy 5000 obr/min. Chłodzenie powietrzem. Skrzynka biegów czteroprzekładniowa.
Mikrus, samochodzik o konstrukcji współczesnej, byłby prawdopodobnie dalej produkowany i unowocześniony, gdyby nie skończyły się „luzy produkcyjne”. Zanim jednak to nastąpiło, miała miejsce ta oto nieco zabawna historyjka. W latach, w których był wytwarzany Mikrus, istniały duże braki w zaopatrzeniu naszej gospodarki we wszelkiego typu samochody ciężarowe. Państwowa Komisja Planowania Gospodarczego poleciła Biuru Konstrukcyjnemu Przemy, słu Motoryzacyjnego opracowanie konstrukcji samochodu dostawczego jako wariantu Mikrusa. BKPMot udowadniało, że jest to koncepcja nierealna i wykręcało się, jak mogło, od wykonania tej pracy.
Pewnego dnia dyrektor BKPMot i jeden z dyrektorów ministerstwa zostają wezwani do natychmiastowego stawienia się w PKPG. Przyjeżdżają zaniepokojeni. Wchodzą do gabinetu groźnego ministra, któremu wówczas podlegał przemysł. Minister wręcza im numer „Życia Warszawy” z tego samego dnia, z zakreślonym czerwoną obwódką ogłoszeniem: „Mikrus bagażowy sprzedam okazyjnie, adres…” Co? – jakiś domorosły mechanik umiał przerobić Mikrusa, a biuro konstrukcyjne, zatrudniające najlepszych konstruktorów i techników od pół roku tłumaczy, że tego zrobić nie można? Polecenie było niedwuznaczne: w ciągu dwóch tygodni przedstawić prototyp.
Dyrektorzy, po wyjściu z gabinetu rozgniewanego ministra, pojechali natychmiast pod adres wskazany w ogłoszeniu. Okazało się, że Mikrus jest już: sprzedany, ale nie był to Mikrus bagażowy, lecz beżowy. Ot, po prostu omyłka w druku, ale polecenie było i cóż w tej sytuacji można było zrobić. Po dwóch tygodniach na podwórko PKPG zajechał prototyp Mikrusa bagażowego, czyli dostawczego.
Nie lekceważmy błędów drukarskich, czasem, jak wynika z tej historyjki, mogą się zmaterializować w postaci konstrukcji nowych pojazdów.