Amsterdam, to nie tylko tulipany, chodaki, rowery i… sami wiecie co. Amsterdam, to też ciekawe stare samochody.
Czasem trzeba odpocząć od Mikrusa. Miałem taką okazję w Amsterdamie, dzięki kilkugodzinnemu spacerowi po mieście z aparatem. I to nie byle jakim aparatem, bo testowałem nowy nabytek: Olympusa Pen EES-2. Aparat nie dość, że na kliszę, to jeszcze bardzo ciekawy, gdyż na zwykłej kliszy 35 mm, na której zwykle mieści się 36 klatek, robi ich aż 72. Odlotowa konstrukcja! Zdjęcia są o połowę mniejsze (jak na miłośnika Mikrusa przystało, lubimy wszystko co jest małe), a do tego domyślnie fotografuje się w pionie! Klisza jak zwykle Ilford, tym razem HP5 Plus.
Film wywoływałem sam. Poniższe fotografie nie są zbyt dobrej jakości, a wszystko przez to, że nie dysponuję skanerem negatywów. To po prostu zdjęcia negatywu wykonane telefonem. Jednym smartfonem podświetla się negatyw od spodu, drugim fotografuje się negatyw. Efekt do przyjęcia… przynajmniej do czasu wykonania właściwych odbitek pod powiększalnikiem.
W Amsterdamie wygląda to tak, że autem jeździć się nie opłaca. Wszyscy podróżują na rowerach. Z tego powodu zapewne, niektórzy nie kupują nowych aut, tylko trzymają stare i używają ich od święta. Oto kilka migawek z miasta rowerów: