Całkiem przypadkiem stałem się niedawno właścicielem ciekawego egzemplarza samochodzika, o którym sądziłem, że jest to pozostałość po autku z wesoło miasteczkowej karuzeli. Po konsultacji ze znawcą tematu okazało się, że posiadam dość rzadko spotykany produkt rodzimego rzemieślnika z lat 70. i nie jest to wyposażenie karuzeli, a normalny samochodzik na pedały.
„Był sobie Mikrus” na Facebooku – polub nas i śledź kolejne wpisy!
Początek był taki, że będąc w Łodzi umówiłem się z Kubą w jego garażu. Sam lokal godny oddzielnego wpisu, wzorowo prowadzony przez miłośnika klasycznej motoryzacji (czytaj: po sufit zawalony różnymi gratami i odwiedzany przez niebanalne towarzystwo, a właściciel jeszcze znajduje tam miejsce na naprawianie samochodów). Zakręciło mi się w głowie od różnorodności zgromadzonego tam dobra, jakby chcieć to do czegoś przyrównać to poczułem się jak Indiana Jones w kopalni króla Salomona. Wśród bogactwa wszelkich motoryzacyjnych części leżało laminatowe nadwozie samochodzika dla dziecka, głośno wyraziłem uwagę, że fajne by było z niego autko dla mojej córki. Kuba na to: – To sobie je weź. No, tego się nie spodziewałem, że właściciel tak hojnie rozdaje skarby, zazwyczaj przy takich okazjach spotykam się z informacją „będę robił”.
Nie wiedząc, z czym mam do czynienia, obfotografowałem autko i napisałem już z domu do Andrzeja Rybickiego, najbardziej chyba znanego w Polsce pasjonata i kolekcjonera samochodów na pedały. Poniżej najważniejsze informacje z jego odpowiedzi:
Pana nadwozie nie pochodzi z karuzeli tylko jest pełnoprawnym autkiem na pedały. Ja mam identyczny kompletny sprawny. Produkował to jakiś prywaciarz w latach 70 – miały słabej jakości laminat i bardzo delikatne podwozie. Za szybko wyciągał z formy bez całkowitego żelowania żywicy , brak wzmocnień rowingiem lub tkaniną w newralgicznych miejscach i bąble / pustki w samej żywicy. Widać ze się uczył bo źle przesączał żywicę. 5 do 7 lat temu widziałem jeszcze dwa ogłoszenia identycznych autek. Pierwsze było czarne, a drugie oszlifowane aż do rowingu.
No to pięknie, mam czwarty egzemplarz, jaki jest dzisiaj znany. Jaka jest jego historia? Kuba przekazał mi, że nadwozie znalazł oparte o śmietnik w centrum Łodzi, zabrał je i powiesił pod sufitem w garażu, nie mając wobec niego dalszych planów. Postawa godna naśladowania i zapamiętania – widzę coś ciekawego na śmietniku/złomie/wysypisku to przygarniam. W ten sposób naprawdę wiele ciekawych pozostałości techniki może zostać uchronionych przed bezpowrotnym zniszczeniem.
Samochodziki na pedały, przeznaczone dla dzieci, znajdziemy na fotografiach jeszcze przedwojennych. Oprócz autek, będących rekwizytami w pracowniach fotograficznych, zabawki takie, jak sądzę ze zdjęć, kupowali swoim pociechom przede wszystkim zamożni rodzice, pragnąc się wyróżnić podobnie jak dzisiaj (a moje dziecko to proszę pana ma swój samochód na pedały), no może dzisiaj króluje przede wszystkim elektronika w każdej postaci. Widać, że początkowo były to egzemplarze robione na indywidualne zamówienie. Z czasem zapewne powstały manufaktury, a po wojnie nawet większe fabryki takich zabawek. Najbardziej znane u nas są autka radzieckiej firmy AZAK, które dominują wśród ofert na portalach aukcyjnych i mają status kultowych. W wieku kilku lat zazdrościłem takiego Moskwicza córce sąsiadki. Właścicielka bardzo chroniła swój pojazd, jedynie raz dała mi się przejechać.
Dzisiaj samochodziki na pedały to pełnoprawne obiekty kolekcjonerskie na równi z „dorosłymi” samochodami, aczkolwiek odnoszę wrażenie, że zainteresowanie nimi jest u nas jeszcze znikome. Jeśli masz taki pojazd lub jego elementy czy pozostałości i nie wiesz co z nimi zrobić, to podziel się informacją z p. Andrzejem Rybickim: rybicki_andrzej@interia.pl Być może czekają nas kolejne odkrycia. Przy okazji prośba: poszukuję reszty do swojego nadwozia, szczególnie kółek i kierownicy, takich jak na załączonych zdjęciach.
„Był sobie Mikrus” na Facebooku – polub nas i śledź kolejne wpisy!
Na koniec ciekawostka. Wśród zdjęć zakupionych przeze mnie na aukcjach, znalazłem dwa, przedstawiające te same dzieci. Warto przyjrzeć się im dokładniej. Obydwa widoczne samochodziki mają namalowane tablice rejestracyjne według wzoru z lat 1946-1956, 77 oznacza miasto stołeczne Warszawę litera H własność prywatną. Obydwie fotografie wykonano w tym samym miejscu, ale w różnym czasie, sądząc po ubrankach dzieci. Być może autka były ich własnością, ale można też przypuszczać, że zostały przez kogoś specjalnie przywiezione i stanowiły atrakcję typu „zdjęcie z misiem”. Mama dzieci zapewne chciała na pamiątkę uwiecznić pociechy w obydwu pojazdach. Jedno ze zdjęć jest podpisane na odwrocie „Krulikowska Tarasa i Hania”. Nawet jeśli piszący popełnił błędy i powinno być Królikowska czy Teresa, to odnalezienie osób ze zdjęć jest dzisiaj teoretycznie możliwe. Mają teraz około 65 lat, myślę, że przekazanie im oryginałów fotografii byłoby dla nich sympatyczną niespodzianką.Czy ktoś może pomóc w identyfikacji miejsca, a przede wszystkim bardzo charakterystycznej, widocznej w tle, cerkwi?
„Był sobie Mikrus” na Facebooku – polub nas i śledź kolejne wpisy!
Źródła zdjęć: arch. Mieczysława Płocicy, arch. Andrzeja Rybickiego
Identyczne kółka miały wózki dziecięce z tamtych lat:
http://olx.pl/oferta/stary-wozek-dzieciecy-prl-kolecjonerski-CID88-ID9UugZ.html
Pozdrawiam.
Witam . Zgadza się iż kółka pochodzą z wózeczka dla dziecka ale kupiłem identyczne auto z oryginalnymi kółkami : opony czerwone a kołpaki żółte. Materiał to 100 % polipropylen oznakowany jako PP w okrągłej obwódce . Naklejki MARLBORO 1977 zdradzają zbliżony rok produkcji. Nadwozie z laminatu i żelkot jest już lepszej jakosci / trening czyni mistrza /.
Fotki podeślę do Mieczysława P .
Czekam na dalsze informacje , komentarze najlepiej od producenta tych pojazdów 🙂
Pozdrawiam Andrzej
Hej to zdjęcie było zrobione w Warszawie, Na Pradze Północ, cerkiew stoi przy Dworcu i zarazem po części Centrum Handlowym Warszawa Wileńska
https://www.google.pl/search?q=cerkiew+praga+p%C3%B3%C5%82noc&espv=2&biw=2051&bih=920&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ved=0ahUKEwjTyrqG0IzQAhUI2SwKHSb-BF8Q_AUIBygC&dpr=0.67#imgrc=7N90olyfEAXV5M%3A
Dziękujemy!
Tak, nawet mi do głowy nie przyszło, że to może być Warszawa, szczególnie w kontekście tego dużego zielonego placu za dziećmi.
Kołpak jak przy gokarcie Gucio i trójkołowcu Agatka.